Różności

Czarna Wenus. Recenzja

Początek XIX wieku to czas, kiedy w Europie pojawia się nowa wizja porządku społecznego, która dotarła na tereny Starego Świata zza Oceanu Atlantyckiego. Rewolucja francuska z 1789 roku oraz deklaracja praw człowieka, gwarantująca obywatelom francuskim równość, wolność wyznania, słowa, prawo do bezpieczeństwa i własności, dały początek nowym zjawiskom, które przez kolejne dziesiątki lat miały zostać zweryfikowane oraz zasymilowane na ziemiach kolejnych państw naszego kontynentu. Nie dziwi więc fakt, że Abdellatif Kechiche w swojej najnowszej produkcji, Czarnej Wenus, prezentując ten trudny okres w dziejach historii europejskiej, podejmuje jeden z aspektów, będących wtedy i pozostających po dzień dzisiejszy priorytetowym – temat wolności. Jednak obraz, który proponuje nam francuski reżyser pochodzenia tunezyjskiego, zaskakuje widza – zamiast spodziewanych hucznych demonstracji ludności, upominającej się o zniesienie feudalizmu oraz walczących o równe prawa rzesze chłopstwa, naszym oczom ukazuje się historia zniewolenia oraz utraty tego, co pod koniec wieku XVIII zostało przyznane każdemu człowiekowi i uznane za prawo naturalne.

Ciemnoskóra Saartije Bartman wyjeżdża z RPA z nadzieją i wiarą na zmianę własnego życia. Występy w Europie, które organizuje jej opiekun Cezar, mają pomóc w realizacji zamierzonych celów. Niestety, charakter i forma spektakli, w których kobieta gra dzikuskę z odległego afrykańskiego kontynentu, z czasem zaczynają ją męczyć i godzić w jej godność osobistą. A kiedy już otrzymuje szansę na wyrażenie swojego sprzeciwu, nie wykorzystuje momentu i dalej karmi się długo pielęgnowanymi marzeniami oraz pustymi słowami opiekuna, obiecującego świetlaną przyszłość. Postawa Bartman jest brzemienna w skutkach. Reżyser tym samym pokazuje, że o wolność trzeba walczyć, bo jeżeli ktoś nas jej pozbawi, wszystko zaczyna tracić swoją wartość i sens, a życie zamienia się w pustą egzystencję.

Autor Czarnej Wenus porusza w swoim filmie jeszcze wiele innych fundamentalnych kwestii, które stara się rzeczowo, ale „chłodno” analizować. Saartije to przedstawicielka jednego z ludów afrykańskich, który charakteryzował się korpulentną budową ciała, co było widoczne w szczególności u kobiet (obfite pośladki, wyciągnięte wargi sromowe). Jej nietypowy wygląd stał się przyczyną, dla której Afrykanka okazał się być atrakcyjnym przedmiotem w obrzydliwym świecie ówczesnego show biznesu. Jej inność budziła ambiwalentne uczucia: od zachwytu i pożądania, po strach oraz wstręt, ale nigdy nie pozwalała pozostać obojętnym, do czego zmuszała niepohamowana ciekawość. A wśród publiczności, która masowo wykupywała bilety na spektakle z jej udziałem można było znaleźć przeróżnych przedstawicieli wszelakich profesji w krajach Zachodniej Europy. Fascynacja ogarnęła zarówno dzieci, jak i dorosłych, statystycznego obywatela, jak i elity społeczne oraz uczonych.

Kiedy spróbujemy zdystansować się do prezentowanych obrazów ludności tamtych lat, to zaobserwujemy, że wyłania się z nich portret żądnych chleba i igrzysk ludzi, którzy kierują się najbardziej prymitywnymi instynktami, lub owładniętych chorobliwą wizją zgłębienia tajników człowieczeństwa uczonych, zapominających o tym, co wydawało się być podstawą wolności i poszanowania bliźniego. Niestety zasada powszechnej równości dotyczy w tym wypadku tylko świata europejskiego, z którego Saartije Bartman została wykluczona, pozostając jedynie przedmiotem w nieustannym procesie wymiany handlowej. Różniąc się odcieniem skóry oraz anatomią, przestaje być postrzegana jako równy Europejczykowi człowiek, a traktowana jest jako stworzenie, którego odmienność stanowi podstawy ku temu, aby wykluczyć ją z grona pełnoprawnego społeczeństwa.

W filmie Abdellatifa Kechiche nie brakuje obrazów przesyconych brutalnością, nagością oraz mocnych w środki wyrazu scen erotycznych. Jednak pomimo tak szokujących obrazów, wydaje się, że reżyserowi nie udałoby się zaprezentować podejmowanych tematów, gdyby nie pozostałe chwyty, po które zdecydował się sięgnąć. Brak muzyki, oszczędne w słowa dialogi powodują, że środek ciężkości zostaje przesunięty na grę aktorską, która w wykonaniu Yahimy osiąga najwyższy poziom i dzięki jej naturalizmowi, pozwala uwierzyć w odtwarzaną przez nią postać.

Gdyby film był jedynie fikcyjną historią, może łatwiej byłoby nam przejść do porządku dziennego. Jednak fakt, że produkcja został nakręcona na podstawie prawdziwych wydarzeń, które miały miejsce w Europie na początku XIX wieku, przyczynia się do poruszenia kolejnych spornych kwestii dotyczących spuścizny naszej cywilizacji. Po seansie pojawiają się wątpliwości, co do szlachetnej roli białego człowieka, moralnie nieskazitelnej kultury europejskiej oraz imperialistycznej polityki prowadzonej przez władców minionych stuleci. Powstaje również pytanie, na ile zmieniło się społeczeństwo europejskie po dwustu latach i czy film Abdellatifa Kechiche traktuje także o współczesnym człowieku? Aby znaleźć odpowiedzi na te pytania, najlepiej samemu obejrzeć film i zastanowić się nad tym, czy są jeszcze jakieś granice, które nie zostały przekroczone przez ludzi.

Czarna Wenus, reż. Abdellatif Kechiche, premiera kinowa 2 września 2011 r.

Możesz również polubić…