Różności

Trzy najlepsze utwory

Nie jest niczym nowym, by kalendarzowym zmianom towarzyszyły podsumowania, refleksje, a w dziennikarskiej konsekwencji, również i zestawienia najlepszych, najgorszych bądź po prostu wyjątkowych utworów. Nowy rok jest zatem dobrym pretekstem, by przypomnieć sobie – lub dopiero się zapoznać – z garścią muzyków i piosenek, które niezasłużenie przepadły w gonitwie za nowszymi, bardziej zaskakującymi czy kolorowymi piosenkami, które mimo braku promocji ze strony wielkich wydawnictw i wsparcia stacji telewizyjnych, nakładem pracy artystów i fanów, zostały zauważone i docenione w świecie muzyki. Oto trzy z nich, wybrane na podstawie garści emocji i zwykłej przyjemności.

Nr. 3. Iron And Wine – Flightless Bird, American Mouth (Wedding Version)

Piosenka bardzo “amerykańska”, nadająca się na ścieżkę dźwiękową praktycznie każdego z filmów poruszających tematykę choć trochę zbliżoną do miłosnej, i zarazem idealna propozycja do tzw. pierwszego weselnego tańca. Gdyby poprzestać na takiej reklamie tego utworu, niewielu pewnie odważyłoby się po niego sięgnąć, obawiając się spotkania z tanią, kiczowatą i zwyczajnie prostą piosenką. Choć struktura faktycznie nie należy do złożonych, wyjątkowym czyni ten tytuł sam autor, a mianowicie niejaki Sam Beam – muzyk znany także pod ciekawym i równie amerykańskim szyldem “Iron And Wine”. Artysta ten posiada imponujące  i przede wszystkim, inspirujące zdolności interpretacyjne własnych piosenek. Jest również – nie boję się użyć tego słowa – jednym z najlepszych, żyjących singer-songwriterów, i po prostu wrażliwym poetą. Oryginalna, nieco inna wersja “Flightless Bird…”, znajduje się na ostatnim, wydanym z początkiem 2011 roku krążku Beam’a pt. “Kiss Each Other Clean”. Ja jednakże, z pełną świadomością i odpowiedzialnością, wybieram wersję “weselną” i do jej słuchania serdecznie zapraszam.

2. William Fitzsimmons – Beautiful Girl

Wybór trudny i okupiony rozterkami wszelakiej maści. Jak tylko bowiem pojawił się album “Gold In The Shadow” wiedziałem, że nie tylko cała płyta, ale i praktycznie każdy znajdujący się na niej utwór sam w sobie należy do mojej czołówki muzycznej roku 2011. Problemem tutaj był tylko wybór tego jednego utworu, godnie reprezentującego wydany z końcem marca materiał. Ale z pomocą przyszedł sam artysta wybierając na pierwszy teledysk z płyty, prezentowany dziś także przeze mnie, utwór “Beautiful Girl” – piosenkę skromną i zwyczajnie smutną, choć dającą nadzieję. Tekst utworu nawiązuje do jednej z osób, którą dziś, ten pełnoetatowy muzyk i do niedawna jeszcze zaangażowany w pracę psychoterapeuta, spotkał na swojej zawodowej drodze. Bezpośrednio bądź tylko śladowo, z dawnymi pacjentami i ich historiami wiąże się cała, słodko-gorzka płyta Fitzsimmons’a. Bardzo oszczędne, głównie akustyczne aranżacje “zarażają” refleksjami. “Beautiful Girl”, to doskonały przedsmak do wejścia w poetycki i do bólu szczery świat tego brodatego terapeuty.

1. Bon Iver – Perth

Piosenka z wąskiego grona tzw. “absolutnych”. Wyśmienity, niezmiennie charyzmatyczny wokal Justina Vernona i przede wszystkim, genialna, rozbudowana o instrumenty dęte i marszowe aranżacja, od początku do końca czyni z tego utworu mój numer 1 minionego sezonu. Głównym bodźcem emocjonalnym do napisania utworu stało się podobno jedno z miast o tytułowej nazwie, choć, co ciekawe, w Internecie od miesięcy trwa dyskusja, o które miasto na świecie, chodzi. Sam artysta wyraził niedawno zachwyt stolicą zachodniej Australii o tej właśnie nazwie, co pozwala ostatecznie przypisać jej miano “Muzycznej inspiracji roku 2011″.

3 lata pracy nad krążkiem, zatytułowanym po prostu “Bon Iver”, zaowocowały uplasowaniem Justina Vernona w czołówce najciekawszych pozycji muzycznych ostatnich 12 miesięcy i walnie przyczyniły się do wyprzedaży wszystkich biletów na koncerty „Bon Iver” w całej Europie. Wybitna płyta, wybitna piosenka, wybitny artysta.

Poniżej, kilkuminutowa, muzyczna uczta. Przyjemnego odbioru.

Możesz również polubić…